Lukrecja przymknęła oczy i zdziwiona swoją sennością padła na kanapę. Kanapa była niebieska. Lukrecja nieco zmieszana. Ściany kolorowe. A więc leżała tam z pępkiem na wierzchu i uchylonymi wargami, których nigdy nie domykała
Miewała już sny straszne, takie z których próbowała uciekać tak daleko, jak się da. Niestety jej głowa pastwiła się nad nią i nic nie było w stanie jej wyrwać z koszmarów. Myślała wtedy, żeby się zabić skacząć w przepaść, rzucając się pod tory. Ale to nic nie dało. I śmierć była przeciwko niej.
Pewnego razu nie było ani metra, ani żadnych ucieczek, gonitw, śmierci, nie było paranoicznego strachu, ale pojawił się dziwny pokój, bez ścian, który przypominał jej zapach prababci, malin i olejku waniliowego.
Mężczyzna w czarnej bluzie z kartką i ołówkiem notował coś, ale Lukrecja wiedziała, że intensywnie myślał, bo wcale się nie ruszał..
Zapach malin rozwiał się, Lukrecja zbliżyła się powoli i On wstał a ona cały czas stała nieruchomo, złapał ją za biodra i wyszeptał coś ledwie zrozumiałego
później Lukrecja obudziła się, poprawiła bluzkę, schowała pępek, znalazła mężczyznę i napisała do niego o nieuniknionym
Ty jesteś pojebana.
OdpowiedzUsuń